Rewolucja, której nie było

Iwona Hartwich — jedna ze strajkujących przez 40 dni w polskim Sejmie matek dorosłych osób z niepełnosprawnościami — została SUPERBOHATERKĄ ,,Wysokich Obcasów” 2018. Jednogłośnie, decyzją kapituły plebiscytu i Czytelników. Nominowana za to, że otworzyła oczy Polaków na los dorosłych osób z niepełnosprawnościami. Zapytana w wywiadzie przez Monikę Redzisz* co podczas strajku było najgorsze, odpowiedziała: Te pełne pogardy słowa… Jak sobie przypomnę, co mówiła pani Krynicka – że znajdzie paragraf na rodziców. Poseł Żalek mówił, że z dzieci robimy żywe tarcze i że nie wolno nam dać pieniędzy do ręki. Dla pana Karczewskiego byliśmy epidemią. Pani Szydło wolała sobie pływać po Dunajcu, a kiedy wreszcie się zjawiła w Sejmie, nie raczyła nawet do nas podejść. (…) Prezydent, który najpierw dał nam nadzieję, a potem o nas zapomniał. Premier Morawiecki z kolei okłamywał społeczeństwo, twierdząc, że osoba niepełnosprawna dostaje 3 tys. zł miesięcznie. A pamiętacie komentarz hejtera, w którym wypomniał jednemu ze strajkujących niepełnosprawnych, markowe buty? A niewybredne wypowiedzi na temat matek, które zamiast opiekować się swoimi niepełnosprawnymi dziećmi, ciągają je pociągami po Polsce? Albo że siedzą te matki niewdzięczne w domach, nie muszą pracować, bo za darmo! dostają pieniądze, z naszych, ciężko pracujących Polaków, podatków? Dostają i jeszcze narzekają skubane!

Czy naprawdę w takiej Polsce, gdzie osoba niepełnosprawna w ramach pomocy może liczyć na litość, gdzie jest wykluczana z życia społecznego i szczelnie owijana tabu, żyję? Chcę wierzyć, że nie! Że ta głośna grupa hejtu, to tylko jej część. Cieszy mnie wygrana pani Iwony w plebiscycie na SUPERBOHATERKĘ i cała jestem poparciem dla strajkujących! Bo ten protest nie skończył się w ubiegłym roku w Sejmie. On nadal trwa.

Teatr-21-Rewolucja-ktorej-nie-bylo-fot-Grzegorz-Press-8

Wyrazem tego jest spektakl Teatru 21 Rewolucja, której nie było, w reżyserii Justyny Sobczyk, który zobaczyłam w poznańskim Centrum Kultury Zamek, w ramach cyklu Teatr Powszechny.

Wrażliwość, pracę, spojrzenie, szczerość i spontaniczność Teatr 21 uwielbiam ponad wszystko i kocham całym sercem! Ale gdy osoby niepełnosprawne, osoby z zespołem Downa komentują strajk, w którym wagą jest ich godność i godność ich rodzin, to ma to moc wszechpotężną, torpedującą! W tych okolicznościach niewiele trzeba by było zrobić, żeby wbić widownię w krzesło, a tymczasem zrobiono tyle, że spadł na nas grad emocji, mądrości i siły!

Spektakl podzielony jest wyraźnie na dwie części. Pierwsza to przypomnienie, komentarz wydarzeń ze strajku, druga to to, co odbyło się po nim i odbywa nadal.

W części pierwszej, wypełnionej po brzegi transparentami z protestu, aktorzy i aktorki Teatru 21 (Teresa Foks, Daniel Krajewski, Maja Kowalczyk, Barbara Lityńska, Aleksander Orliński, Aleksandra Skotarek, Magdalena Świątkowska, Piotr Sakowski) oraz Maciej Pesta, który gra strażnika sejmowego, Beata Bandurska i Martyna Peszko, grające tu matki, za pomocą prostych środków, jak krótkie scenki dramowe, odnoszą się (nie rekonstruują) do postawy wobec niepełnosprawnych, prezentowanej przede wszystkim przez polityków, ale także wszystkich tych, którym niewidzialność osób niepełnosprawnych, brak ich aktywności w życiu społecznym, zepchnięcie do strefy dla ich dobra, odpowiada.

W części drugiej spektaklu aktorzy i aktorki mówią głośno o potrzebie ich traktowania nie przez pryzmat ich niepełnosprawności, odrzucają litość. Chcą, żeby społeczeństwo (nie tylko ich bliscy) zobaczyli w nich ludzi, którzy marzą, mają plany, potrzeby, ambicje, którzy chcą brać śluby, tańczyć na nich i spędzać noce poślubne w Dźwirzynie, chcą być gwiazdami rocka i się całować.

Martyna Peszko w jednej ze scen opowiada, że czasami czuje się nienormalna, odbiegająca od jakiejś odgórnie przyjętej normy — nie ma dzieci, choć jej rówieśnicy w większości je mają, ma problem z zarządzaniem swoimi finansami, gubi rzeczy, jest roztargniona (mimo że przeczytała informację o odłączeniu wody w mieszkaniu, zrobiła sobie maseczkę, której potem z wiadomych powodów nie mogła zmyć). Koledzy w szkole mówili do niej: Martyna, ty Downie i ona sama czasami myśli o sobie, Martyna, ty Downie. Ta krótka scena uzmysławia jak płynne jest pojęcie normy społecznej i jak bywa ono niesprawiedliwe. Bo niby dlaczego osoby niepełnosprawne są niejako z urzędu poza każdą z tych norm?

Rewolucja, której nie było to rzecz jasna spektakl odnoszący się bezpośrednio do protestu dorosłych osób niepełnosprawnych i ich rodzin w polskim Sejmie, w 2018 roku. Ale także, a może przede wszystkim, dyskurs na temat niewidzialności osób niepełnosprawnych, egzemplifikacja ich wykluczenia, wyrzucenia przez społeczeństwo na margines, odebrania im prawa sprawczości, decydowania o swoim rozwoju, artykułowania potrzeb.

Chcę wierzyć, że po proteście w Sejmie, po Rewolucji, której nie było, osoby niepełnosprawne stają się… widoczne.

Iwona Hartwich:

Oczywiście, że mam [jeszcze siłę do dalszej walki]! (…) protesty są bardzo potrzebne, bo kiedy nas tam nie ma, to bardzo szybko o nas zapominają. O najsłabszych nie pamięta się długo. Dlatego muszę wracać i przypominać.*

Pamiętajmy, nie tylko gdy nam o tym przypominają…

 

fot. Grzegorz Press

* Mamy supermoce [w:] Wysokie Obcasy, nr 15 (1029), 13 kwietnia 2019

Workplace

Workplace w reżyserii Bartka Frąckowiaka, to opowieść o trzech kobietach. Na pozór niepodobnych, bo w końcu w różnym wieku, z różnymi kwalifikacjami, na trzech różnych poziomach drabiny społecznej, każda w innym miejscu życia. Pierwsza z nich, grana przez Magdalenę Celmer — najmłodsza, dopiero wchodząca na rynek pracy, zgłębiająca tajniki etatu. Druga — mająca już dość bogate doświadczenie zawodowe i pozycję, wracająca właśnie na stanowisko po urlopie macierzyńskim i pracująca z tego tytułu od świtu do nocy. Po pierwsze z wdzięczności za ponowne przyjęcie do pracy (to jak dostać pracę na nowo mówi postać brawurowo zagrana przez Anitę Sokołowską), po drugie żeby spłacić kredyt hipoteczny — bagatela 422 tysiące złotych. Trzecia kobieta to pani sprzątająca, która tak naprawdę ma nie jedną, a tysiąc prac, a i też niepełnosprawnego męża alkoholika. To rola świetnej Beaty Bandurskiej.

Powiedziałam na pozór, bo coś, oprócz fantastycznej gry aktorskiej je jednak łączy — wszystkie swoją pracę straciły i wszystkie spotykają się w swoistym laboratorium kariery, gdzie kobiecy głos z offu dyktuje kolejne zadania symulujące przebieg rozmowy kwalifikacyjnej i swego rodzaju etiud, podczas których żonglując emocjami,  przyjmują kolejne maski, wcielają się w role pracodawców i pracownic, z różnych miejsc zatrudnienia. I sceny te, to kluczowe momenty spektaklu bo to właśnie w nich zostaje podkreślony problem dystrybucji przemocy wobec kobiet w miejscu pracy — tej patriarchalnej, społeczno-ekonomicznej, ale też kobiet wobec kobiet. Jest podkreślony, wcale nie zdemaskowany, bo nikt w tym spektaklu nie odkrywa Ameryki, a stawia sobie raczej za cel uwypuklenie, zwrócenie uwagi (jak czytamy w opisie) na utratę godności, stabilności i poczucia własnej wartości kobiet w skutek działania globalnej gospodarki kapitalistycznej.

Workplace_reżyseria Bartek Frąckowiak_teatr polski bydgoszcz_foto Monika Stolarska22.52685154b32ee4610a91eaaf00851e811473

Spektakl ma formę kompozycji muzyczno-ruchowo-emocjonalnej, gdzie trzy kobiety w przestrzeni przypominającej zapomniany magazyn sprzętów biurowych (scenografia Anny Marii Zajęby i Mikołaja Małka) projektują kolejne sceny dotyczące swojej przeszłości i przyszłości. Dobrze wykorzystana scenografia, która dzięki swej mobilności i możliwości przeistaczania pozwala na odkrywanie nowych przestrzeni i tworzenie nowych światów. W połączeniu z emocjami, zamianą ról i peruk pozwala na dużą uniwersalizację problemu.

Workplace_reżyseria Bartek Frąckowiak_teatr polski bydgoszcz_foto Monika Stolarska11.52685154b32ee4610a91eaaf00851e811473

Umożliwia przebywanie w agencji reklamowej odpychającego seksizmem i sprośnością, prezesa (ale przecież gdzieś trzeba zdobyć doświadczenie, gdzieś trzeba zacząć…). Pozwala też na wyjazd w celach zarobkowych do Niemiec by opiekować się schorowanymi seniorami, którym różne dolegliwości i niepełnosprawności nie przeszkadzają w klepaniu po tyłku i łapaniu za piersi młodej opiekunki. Przenosi do biura, gdzie jedni sprzątają (zagryzając zęby w poczuciu niesprawiedliwości ekonomicznej), a drudzy kserują i biegają z dokumentami, permanentnie udowadniając swoją niezbędność. Sala poporodowa natomiast stwarza przestrzeń by salowa (której praca w szpitalu to jedna z tysiąca) mogła wreszcie wypowiedzieć się na temat wyniosłości pani z biura – młodej mamy i obwinienie jej (bo kogoś trzeba) za błędy systemu.

Wiele w tych scenach śmiechu bo aktorki markują nowe role z dużą lekkością i często z dużą przesadnością, co daje efekt rzeczywiście groteskowy. Tylko niestety jest to śmiech powodujący raczej wyrzuty sumienia niż radość… po wyjściu z teatru czujemy się winni każdego uśmiechu. Bo pojawia się w dobie zwątpienia w siłę i wartość demokracji, kiedy niepełnosprawni muszą walczyć o opiekę ze strony państwa, kiedy kobiety muszą dowodzić swoich praw protestując na ulicach. Bo kapitalistyczny pęd za pieniędzmi, za lepszym jutrem sprawił, że kobiety z Workplace czują się dobrze tylko ukryte i razem. Reżyser schował je pod ogromną miotłą, czyli tam, gdzie nie dociera wzrok, ani głos wolnego rynku, gdzie są niewidoczne i mogą choć na chwilę się zatrzymać i zastanowić na tym, czego tak naprawdę chcą i czego potrzebują. A pragną jedynie spokoju… kobieta spłacająca kredyt pragnie się jedynie i wreszcie wyspać.

Workplace_reżyseria Bartek Frąckowiak_teatr polski bydgoszcz_foto Monika Stolarska21.52685154b32ee4610a91eaaf00851e811473

To ostatnia scena spektaklu. Po nim kobiety wychodzą z aktorskich kreacji, aby podzielić się z widownią swoimi refleksjami na temat utopii pracy. Ich wypowiedzi nie są tak przejmujące i wzruszające, jak te sprzed roku, kiedy żegnały się z Teatrem Polskim w Bydgoszczy, po zakończeniu kadencji Pawła Wodzińskiego i Bartka Frąckowiaka. Wszak ówczesny moment musiał być dla aktorek ekstremalnie trudny, właśnie rozpadał się ich zespół, właśnie zdecydowały o wyjściu z etatowej strefy komfortu. Rok później grają Workplace podczas Spotkań Teatralnych Bliscy Nieznajomi jako część Biennale Warszawa i z frontu freelancerskiego. Historie kobiet przedstawione w spektaklu, uzewnętrznienie aktorek i towarzyszący temu bydgoski kontekst oraz okoliczności społeczno-polityczne, to pretekst by wraz z oklaskami po prostu nie zapomnieć i może lub, albo zacząć działać… 

 

fot. Monika Stolarska