Najgorszy człowiek na świecie

Tabu alkoholizmu wśród kobiet, centrum leczenia uzależnień, jednostkowy i społeczny wymiar alkoholizmu, życie przed piciem, w jego trakcie i podjęcie próby utrzymywania się w codzienności bez alkoholu. Wszystko to w spektaklu z repertuaru Teatru Bogusławskiego w Kaliszu, Najgorszy człowiek na świecie, w reżyserii Anny Smolar.

Spektakl powstał na podstawie autobiograficznej książki Małgorzaty Halber o tym samym tytule, gdzie dziennikarka muzyczna, bez kaznodziejskiego i strofującego tonu abstynenta, opowiada o swojej chorobie alkoholowej, leczeniu i podjęciu wyzwania życia w trzeźwości.

Bez nadęcia i kazania przebiega też spektakl, który rozpoczyna się wejściem na scenę przypominającą studio telewizyjne, niepokojące natłokiem kolorów, pasów i miękkich materiałów oraz delirycznego zniekształcenia gaderobianego lustra, pięciu osób. Są to Natasza (Natasza Aleksandrowitch), jej Charakteryzatorka (Izabela Beń), Matka (Izabela Wierzbicka), Asystent (Dawid Lipiński) i Chłopak (Marcin Trzęsowski). Wydaje nam się, że oglądamy właśnie scenę z życia Nataszy – gwiazdy telewizyjnej, przygotowującej się do występu. Jesteśmy świadkami jej dyrektywnego i lekceważącego podejścia do otoczenia oraz  totalnej potulności współpracowników i bliskich.

Zaraz potem, gotowa już do występu Natasza, w czarnej skórzanej kurtce i spodniach z dziurami wchodzi na scenę. Wykorzystany tu mikrofon na statywie i dymiarka będą jej towarzyszyć już do końca spektaklu – wszak przecież jest gwiazdą… W chmurze dymu i na tle wymownej muzyki, z teatralną przesadą, Natasza deklamuje swoją historię picia. Całość daje dość ironiczny, komicznie przejaskrawiony efekt, dzięki czemu udało się uniknąć często obecnego w spektaklach, czy innych projektach artystycznych dotyczących alkoholizmu, moralizującej nuty. Czarny humor, również zostaje z nami do końca, nie ujmując niczym powadze i wadze problemu – brawo!

Zaraz potem, towarzyszące Nataszy osoby wchodzą w role (jakże dobrze nam wszystkim znane) namawiających do picia, ośmieszających odmawiającego, usprawiedliwiających niepicie i urwany film. Wszystko to poprzez wypowiadane jak mantrę, bo pewnie słyszane przez nich niejednokrotnie, hasła.

Wydaje nam się, że życie Nataszy, to życie Halber, że właśnie do niego zajrzeliśmy. Nic bardziej mylnego. Okazuje się, że scena za nami, to psychodrama – część terapii uzależnień, której poddała się bohaterka, że Charakteryzatorka to w rzeczywistości terapeutka – Iza, chłopak, to sfrustrowany, w kryzysie wieku średniego, nauczyciel – Marcin, matka, to ekspedientka, zaniedbująca dzieci pijąca razem z mężem – Iza, a Asystent, to młody grafik, korporacyjny wyjadacz – Dawid.

Drama się kończy, uczestniczy terapii grupowej wracają do kręgu. Opowiadają swoje historie, próbują się uzewnętrzniać, nazywać towarzyszące im emocje, itd. choć to nie proste zadanie. Terapeutka zachęca ich, jak i widownię, która jest częścią kręgu, do znalezienia ról społecznych, w które na co dzień wchodzimy. Iza zachęca do aktywności, pacjenci i widownia podają hasła. Wszak słuchając zwierzeń czwórki bohaterów i zajmując miejsca w kręgu AA, nasuwa się krępująca wątpliwość, czy w naszym stylu picia nie ma niepokojących sygnałów problemu… A na dodatek i jak na złość, aktorzy posługują się swoimi prawdziwymi imionami.

Jak do tej pory, spektakl przypominający patchwork wspomnień, scen i leczenia przebiega zajmująco, angażujemy się w tę świetnie przeprowadzoną, zagraną i skonstruowaną strukturę, przebiegającą bez niepotrzebnej eskalacji, wielkich emocji, patosu. Jak do tej pory… bo docierając do końca spektaklu, w głowie huczała myśl, że mógł się skończyć w tej chwili! Co prawda bez osiągnięcia jakigokolwiek katharsis, ale uniknęlibyśmy dzięki temu rozczarowującego upadku spektaklu, po którym nie udało się go już odbudować na nowo.

Otóż zaintrygowani i przejęci rozkręcającą się właśnie narracją, dowiadujemy się, że teraputka Izabela jest aktorką Izabelą [sic!] i już nie wie co ma dalej grać. Aktorzy raz na zawsze wychodzą ze swoich fantastycznie prowadzonych ról, przyznają że nikt z nich nie jest alkoholikiem i że wszyscy spędzili godziny na mityngach AA, terapiach grupowych i markowanych terapiach indywidualnych, aby właściwie przygotować się do spektaklu. Bez sensu to wszystko i niepotrzebnie…

Rodzi się jeszcze nieśmiała próba powstania z martwych, w scenie, kiedy Natasza ilustruje gestem przytaczany przez terapeutkę opis schematu przebiegu uzależnienia, na  przykładzie hazardu, czy też zabawna i ujmująca ostatnia scena – bawiących się na trzeźwo aktorów (bo przecież można, prawda?), ale to raczej uśmiech tęsknoty za utraconym, bo zawód pozostaje. Niestety, bo mogło być fantastycznie do końca…

fot. Bartek Warzecha

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: