Artyści vs 2020 ~ Aleksandr Prowaliński

Aleksandr Prowaliński – malarz, grafik, scenograf, reżyser światła. Urodzony w Białorusi. Absolwent Mińskiego Państwowego Uniwersytetu im. Glebowa na Wydziale Malarstwa i Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie na Wydziale Grafiki. W swoich pracach i projektach teatralnych zwraca szczególną uwagę na rolę obiektów oraz organizację przestrzeni za pomocą barw, które ciężko umieścić na kolorystycznym spectrum. Jego wrażliwość oscyluje między monochromatycznymi płaszczyznami i głębią uzyskaną dzięki rozwarstwieniu i nabudowywaniu świetlnych planów – Prowaliński szuka w półcieniu, stroni od kategorycznych kolorów, zatrzymuje się o ton niżej, tam gdzie nie są one jeszcze w pełni wyartykułowane i dlatego podążyć mogą w każdą stronę.

Gdybyś miał opisać 2020 w trzech słowach?

To byłoby to rozczarowanie, niepewność, nadzieja. W takiej kolejności.

Czyli kończysz rok z nadzieją! Skoro jesteśmy już w tym miejscu, to jaka jest dla Ciebie końcówka tego roku?

Na pewno bardziej świadomie podchodzę do swojego czasu. Wiem, że naprawdę pomiędzy projektami potrzebuję przerw.

To się wydaje takie normalne i oczywiste, prawda?

Tak! A my kompletnie o tym zapominamy! Kompletnie! Wszyscy niby jesteśmy świadomi, a z doświadczenia wiem, jak trudno to zrealizować. Natura przewidziała, że po pracy jest potrzebny czas na odpoczynek, a nam się czasami wydaje, że możemy tę naturę oszukać.

Jesteś niesamowicie wszechstronnym artystą. Malujesz, projektujesz scenografię, kostiumy, oświetlasz. I to nie tylko scenę, bo oświetlałeś przecież także Pałac Kultury. Jak poradziłeś sobie z tym, że świat tak nagle zwolnił, zamknął wiele możliwości, pokrzyżował niejedne plany?

Faktycznie, wszystko zwolniło i świat zaczął funkcjonować w nieco innym trybie. Jakieś projekty odpadły, było też dużo przesunięć. Ale kilka propozycji pojawiło się zupełnie spontanicznie. Dzięki temu też, jakoś sobie w tym roku radziłem bo pracowałem przy projektach, które niezwiązane były z kalendarzem teatralnym, na przykład projektowałem oświetlenie dla Zachęty,  czy rzeźby do ekspozycji dla prywatnej firmy w Paryżu. 

Zwolniłeś trochę?

Zwolniłem. Pamiętam, że w poprzednich latach bywało naprawdę intensywnie. Jeździłem z miasta do miasta, kończyłem produkcję w jednym teatrze, od razu wsiadałem w pociąg i ruszałem do kolejnego. Teraz nabrałem trochę innej perspektywy. Ten pierwszy lockdown nauczył mnie doceniać czas spędzony z bliskimi i ten przeznaczony na odpoczynek, o którym już mówiłem. Teraz dopiero widzę, jak bardzo tego potrzebowałem, zauważyłem w jakim szybkim rytmie żyłem. Ale nie tylko ja, bardzo wielu moich znajomych, artystów to potwierdziło. Ten lockdown to był punkt krytyczny! 

A coś zmieniło się Twoim zdaniem w samym teatrze?

Wydaje mi się, że przez to, że ludzie zaczęli bardziej świadomie traktować swój czas, to chyba planowanie jest bardziej skrupulatne.

Myślisz, że ma to związek z teatralną nadprodukcja w sieci?

No na pewno ma to z tym związek. Propozycji do obejrzenia w sieci jest tyle… spektakle, warsztaty, rozmowy, festiwale, że widz zaczyna selekcjonować. Ja, szczerze, nie jestem w stanie oglądać przedstawień online. Oglądam tylko nieliczne, wybrane tytuły, które z góry wiem, że były przygotowane specjalnie pod kamery, albo założenie, idea była taka, że kamery są bohaterem. Widziałem takie przedstawienia dwa, albo trzy. 

Ja uważam, że teatr jest stworzony po to, żeby doświadczać go na żywo, a to że teraz oglądamy go na ekranie, świadczy tylko o tym, że przywykliśmy, dostosowaliśmy się to sytuacji. I oczywiście to dobrze, bo nie stracimy dzięki temu pracy, a teatry utrzymują kontakt z widzami. 

Mnie się wydaje, że otwieramy w ogóle jakieś bardzo ciekawe kierunki, przełamujemy pewną konwencję bo takiej rewolucji, jak teraz w teatrze, nie było pewnie od lat 90. Te rejestracje wideo mogą być zalążkiem nawet pewnej idei – podziału świata teatralnego na dwie grupy odbiorców. Jedna część będzie wolała przedstawienia online, a druga wybierze pójście do teatru. Teatr w gruncie rzeczy jest bardzo niebezpieczną materią, on zadaje pytania, stawia często w niezręcznych, trudnych sytuacjach, prowokuje. Kiedy siedzisz na widowni, to to ci zupełnie inaczej ustawia emocje, zaangażowanie, niż gdybyś oglądała to samo w domu. I teraz albo ktoś ogląda bezpiecznie, albo lubi i wybiera to ryzyko. 

A malowałeś więcej?

Absolutnie więcej! Malowałem dużo, kiedy jeszcze studiowałem na Akademii, potem trochę mniej, bo pochłonęła mnie praca w teatrze. Ale podczas pandemii, wreszcie miałem czas, żeby  wrócić do tego w pełni! I to mi dało bardzo ważne spostrzeżenie, że w wirze pracy, braku czasu, zapominamy o tym, co jest dla nas bardzo ważne – jak dla mnie malarstwo. Mogłem w tym roku poświęcić temu dużo więcej czasu i poczułem, że w tej materii mam pełną swobodę. Jako scenograf, czy reżyser światła uzależniony jestem od decyzji reżysera, innych twórców, z którymi pracuję nad wspólnym projektem, a w malarstwie jestem sam ze sobą, ze swoim płótnem i narzędziami. I to jest szalenie istotne, bo buduje niezależność. To ważne, żeby twórcy, którzy pracują dla innych, czy z innymi nie zapominali o swoich własnych, osobistych projektach, które pozwalają spełniać się na zupełnie innym poziomie.

I to też chyba daje dystans.

Tak, dokładnie!

A więc do trzech słów, które wymieniłeś na początku, można by jeszcze dodać powrót do korzeni, powrót do siebie, do swojego wnętrza.

Tak! I wracanie do swoich marzeń, do swojej natury. Nawet ostatnio odbyłem taką rozmowę, w której zastanawiałem się, dlaczego w pewnym momencie ja zacząłem się tak potwornie stresować, niepewnie się czuć! Mimo że zawodowo, w teatrze, według mnie i wnioskując po opiniach, rozwijałem się super, czułem że cały czas idę do przodu, odkrywam nowe rejony i tak dalej. Zdałem sobie sprawę, że zapomniałem właśnie o tych swoich korzeniach, o swoich marzeniach, czyli malarstwie. I dopiero dzięki pandemii, która na poziomie funkcjonalnym przyniosła niepewność i rozczarowanie, zacząłem osiągać wewnętrzny spokój, mogłem skupić się na prostych, ale szalenie istotnych sprawach, jak dom, rodzina, bliscy i malarstwo, któremu poświęciłem przecież ogromną część mojego życia.

A odkryłeś coś nowego o sobie?

Na pewno osiągnąłem wreszcie ten wewnętrzny spokój, przestałem się tak potwornie stresować. Dla mnie końcowy etap pracy w teatrze, to niewyobrażalny stres, wręcz fizycznie odczuwalny. I faktycznie przez ostatnie pół roku zauważyłem, że to się bardzo zmieniło.

To jest ciekawe bo cały świat zaczął panikować, a Tobie 2020 przyniósł wytchnienie i spokój.

Wiesz, stresujesz się niepewnością, ale wewnętrznie przyjmujesz naturę rzeczy. Przyjmujesz, że nie na wszystko masz wpływ. Ostatnio przeczytałem gdzieś takie buddyjskie motto: ,,Kiedy jesteś spokojny to otwiera się przed tobą cały wszechświat” i to prawda! 

Niemal w każdym swoim wywiadzie powtarzasz, jak ważni są dla Ciebie bliscy i jak duży wpływ mieli niektórzy z nich na kształtowanie twojej artystycznej tożsamości. Udało ci się być z nimi blisko pomimo utrudnień i obostrzeń?

Tak, mimo wszystko jakieś spotkania były. Przyjaciele są dla mnie bardzo istotni bo to dzięki nim ten świat staje się po prostu milszy! (śmiech). Ale w tym roku poznałem też mnóstwo nowych ludzi, których gdyby nie pandemia, pewnie bym nie spotkał, bo to na przykład ekipy filmowe, nagraniowe. Dostałem też propozycję wejścia do operowego świata, z którym nigdy wcześniej nie miałem do czynienia. 

A twoja rodzina?

Moja rodzina mieszka w innym kraju, więc w jakimś sensie moją rodziną tutaj, są przyjaciele. Bez nich bym zwariował! Tu zbudowałem swój dom, chociaż mój dom rodzinny znajduje się w miejscu, do którego nie mogę teraz nawet pojechać! 

2020 nie był łatwy po względem społecznym, politycznym dla Polaków, tym bardziej dla Białorusinów. Przeżywasz to mocno? 

Wiesz co, tu nie jest najlepiej, ale tam… Bardzo przeżywam to, co dzieje się w Białorusi! Strasznie. Kiedy były te protesty, siedziałem całymi dniami przed komputerem i oglądałem wszystkie relacje. Agresja, coś potwornie strasznego! Okropna przemoc wobec prostych ludzi, kobiet, emerytów. To wpłynęło na mnie bardzo. W Polsce jest jakaś opozycja. W Białorusi została zlikwidowana w dwa tygodnie, wycinka inteligencji pod korzeń.

Ten strach i niepokój odbija/odbije się jakoś w Twojej twórczości?

Na pewno!

Jesteś zwolennikiem teatru politycznego?

Chyba nie do końca. Artyści powinni flagować tematy polityczne, ale to trzeba robić naprawdę bardzo umiejętnie, inteligentnie, nienachalnie, nie po to, żeby komuś coś udowodnić. Teatr daje sygnały.

Skłaniać do myślenia, a nie podawać gotowe rozwiązania.

Tak, bo odbiorcy teatru nie są idiotami! I nie można dzielić teatru na sztukę dla artystów, twórców i krytyków i sztukę dla publiczności, co niestety czasami ma miejsce. Wiele razy mi się zdarzyło, że krytycy czegoś nie kupili, ale trafiło to do widzów! Jeśli przekaz nie działa na ludzi spoza teatru, to jest to wtedy sztuka dla sztuki. Tyle.

Tak, kiedy przekonujemy przekonanych, to komunikat krytyczny nie przedostaje się dalej…

Ideą teatru jest kierowanie treści do wszystkich, a nie do tych, którzy naszym zdaniem je zrozumieją. To wyższościowe podejście! Ja odbieram krytyczne recenzje jako opinię widza, nie jako wyrocznię. Każdy powinien podjąć własną decyzje.

Skąd ty czerpiesz tyle energii?

Robię to co lubię. Kiedy robisz to, co lubisz, nie potrzebujesz się ładować.

A inspiracje?

Inspiracja pojawia się naturalnie wobec procesu, idei która się tworzy podczas pracy nad spektaklem. To jest oparte w dużej mierze na mojej intuicji. Wiele czerpię od ludzi, z którymi pracuję, dużo z nimi rozmawiam o wizji, kontekstach. Wtedy dopiero zastanawiam się w jaki sposób przełożyć to na obraz świetlny. Proces jest niesamowicie ważny.

A jak już się to wszystko wreszcie skończy, to?

To pojadę na plaże! Do słońca! (śmiech)


zdjęcie główne: Sisi Cecylia

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: