Inni Ludzie

Pojebany dzień
dzień pojebany od rana,
się plany mu krzyżowały 
jak Marszałkowska z Alejami,
jak z choinki igły na dywanie.
Jak z choinki igły obeszłe na dywanie.
na ołowiane niebo przez firany patrząc;
tyle czekał, a wszystko sie od rana jebie.

Inni ludzie Grzegorza Jarzyny to inscenizacja tekstu Doroty Masłowskiej o tym samym tytule. Autorka za pomocą rymów, hip-hopowego zabarwienia naśladuje język blokowiska, miesza go z popkulturowym bałaganem, natarczywością reklamowych haseł – styl podobny do tego z Pawia królowej, Dwóch biednych Rumunów mówiących po polsku, czy płyty Mister D., diagnozuje rzeczywistość. Grzegorz Jarzyna używa do tego głównie scenografii i muzyki.

Ważna w Innych Ludziach – tych Masłowskiej i tych Jarzyny, jest Warszawa i jej mieszkańcy. Przez trzy dni włóczymy się razem z Kamilem (Yacine Zmit) – głównym bohaterem po stolicy z blachy falistej i opadłych z choinek, igieł. Kamil – ma 32 lata, mieszka tu z matką (Maria Maj), młodszą siostrą (Agnieszka Żulewska). Obie go wkurzają, żadna nie rozumie. Kamil ma półtora koła długu w Playu. Jego plan, to wydać płytę z rapem. Teksty już ma, brakuje mu tylko dobrego bitu. Kamil to taki chłopak, któremu zawsze wiatr wieje w oczy. Nie ma kasy, a tu rachunek za telefon, którego nie ma jak spłacić; nie ma pracy i dziwnym trafem wkręca się w handel dropsami, które potem matka spuszcza mu w ubikacji (z czego on za nie odda). Kiedy łechce go myśl, że ma romans z silikonową, uzależnioną od Xanaxu, żoną swojego bogatego męża, Iwoną (Agnieszka Podsiadlik), ta chce mu zapłacić za właśnie odbyty stosunek. I nawet poderwana w Rossmannie Anecia (Natalia Kalita) nie chce go już dłużej znać. Ktoś, nie wiadomo kto, ale ktoś na pewno, zabrał mu kasę, miłość, godność i marzenia. 

Scenę zajmują trzy prostokąty z blachy falistej – wysokie pod sufit Studia ATM. Przytłaczają scenę i wszystkich, którzy się na niej znajdują. Ten element scenografii prócz tego, że przypomina blaszane zabezpieczenia, płoty, pokryte reklamami ściany, których pełno w stolicy, jest także ekranem, na którym wyświetlana jest akcja. Część wydarzeń dzieje się poza zasięgiem wzroku widzów. Dostępny jest zaś przekaz kamery. Blacha przywołuje wtedy na myśl ogromne billboardy reklamowe. Kiedy zaś wyświetlana jest na niej wymiana wiadomości między Kamilem a Anecią, czy Iwoną, zamienia się w ekran smartfona. 

Kolejne postaci pojawiają się na billboardzie bądź na środku sceny. Pojedynczo – prowadząc monolog, jak ten Macieja (Adam Woronowicz) – męża Iwony:

I tego nienawidził w tym kraju,że nawet jak sam żyjesz jakoś,
na poziomie pewnym,
to i tak ciągną cię w dół
te wszystkie Polaki prosto z pola pastewne.

Albo wszyscy – tworząc coś na kształt teledysku do piosenki. Rapują, tańczą do muzyki Piotra Kurka i Krzysztofa Kaliskiego (w tym miejscu warto wspomnieć, że muzyka jest grana ze stanowiska DJ-a, które znajduje się zaraz obok sceny)

Maciej mówi w swoim monologu o innych, gorszych od siebie Polakach (Woronowicz, w istocie jest w tej roli absolutnie wspaniały i prześmieszny). Masłowska poprzez postać mężczyzny diagnozuje Polaków mu podobnych. To nowobogaccy, u których pieniądze niekoniecznie idą w parze z szacunkiem do innych i udanym życiem rodzinnym. Maciej zdradza swoją drugą żonę Iwonę. Z córką z poprzedniego małżeństwa ma kontakt raczej słaby. Syna, którego ma z Iwoną nie widuje zbyt często – kiedy wraca z pracy (jeśli wraca w ogóle) ten już śpi. Maciej rekompensuje czas, którego nie spędza z rodziną, pieniędzmi. My za to, czyli widownia śmiejemy się z obu tych grup – tamtych Polaków, którzy wkurzają Macieja i tych mu podobnych. Śmiejemy się z Aneci, Kamila, jego rodziny. A z czego się śmiejecie? Zapytam słowami Gogola – Z samych siebie się śmiejecie. Gdy przychodzi ta refleksja, już tak zabawnie nie jest.

MOS_0363

Narratorką wydarzeń jest nie wiedzieć czemu siostra Kamila – Sandra, która pojawia się i kreśli tło wydarzeń. Spektakl puentuje zaś środkowym palcem pokazanym widowni i słowami: I to by było na tyle, gdyby ktoś pytał jak tam jego płyta, ich matka.

Inni Ludzie w reżyserii Grzegorza Jarzyny to tak naprawdę tekst Masłowskiej w teledyskowym, widowiskowym anturażu. Potraktowany bardzo dosłownie. Trudno oprzeć się wrażeniu, że zabrakło pomysłu na jego interpretację, jakby Masłowska i jej tekst sam w sobie był już wystarczającą miarą sukcesu. Przez to, mimo że bardzo śmieszny i świetnie zagrany (szczególne gratulacje dla Adama Woronowicza, Marii Maj i Aleksandry Popławskiej), spektakl nie mówi nam niczego nowego.

 

Fot. Materiały TR Warszawa

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: