Strach

Strach, przypomina postapokaliptyczną wizję świata, jakby na ziemię znów spadł meteoryt, a kroki piątki zbłąkanych postaci były nie tylko jednymi z ich ostatnich, ale także z jednymi z ostatnich kroków ludzkich na ziemi. Jakby czekali na coś, co i tak nieuniknione.

Aktorów (Dobromira Dymeckiego, Monikę Frajczyk, Cezarego Kosińskiego, Piotra Trojana, Agnieszkę Żulewską) poznać możemy jedynie po głosach, ich twarze zakrywają maski, wszyscy są równi, wszyscy odstręczający, w pewien sposób potworni. Ubrani w przykurzone ubrania, jakby wyszli z jakiegoś schronu, w którym ledwo co przetrwali wybuch. Po to, by już niedługo zostać wchłoniętymi przez dziurę, przerażającą otchłań nicości, z której wystają tylko oślizgłe odnóża, macki jakiegoś potwora. Stranger things… trzeba przyznać. Warstwa wizualna, jest mocno sugestywna, na co składają się nie tylko kostiumy (Dominika Olszowy) i scenografia (Tomasz Mróz), ale też fantastyczne światła (Aleksandr Prowaliński), które w połączeniu ze zwolna przesuwającym się dymem tworzą oniryczne wręcz mozaiki, ruchome witraże. Muzyka dopina uczucie niepokoju.

Małgorzata Wdowik jest reżyserką, której nie interesuje tradycyjny sposób pracy. Bazuje ona raczej na tworzeniu doświadczeń niż fabuły. Muszę przyznać, że uwielbiam jej wrażliwość, sposób komunikowania się z widzem i zajmowania się problemem. Jej teatr to przepracowywanie, doświadczanie, odkodowywanie klisz. Strach według tego, co mówiła w wywiadach miał być próbą dotarcia do źródeł naszych własnych lęków, [których twórcy] szukają w opowieściach ludowych i popkulturowych, we wspomnieniach rodzinnych i doświadczeniach politycznych. Budują z nich świat zawieszony między fantazją a koszmarem sennym, w którym najważniejsza staje się walka o swój strach. Strach manipuluje scenami z popkultury, prowadzi dialog z klasyką filmów grozy, pojawia się Frankenstein, który jest wkurzony, że nikt się już dziś go nie boi, że przestał być wiarygodny.

STRACH_fot-NK_3

Dla mnie, mimo dużego szacunku i słabości do języka Małgorzaty Wdowik, Strach był nie do końca udaną próbą opowiedzenia o samotności, chorobie, śmierci, wizji pośmiertnej ciemności i przede wszystkim o braku wyboru, o bezradności i świadomości nadejścia nieuchronnego. Dlaczego nie do końca udaną? Wątpliwości wynikają z braku poczucia spójności warstwy narracyjnej i wizualnej, spektaklu. Tekst Roberta Bolesto wydawał się momentami nazbyt infantylny, nie zgrywał się z oniryczną warstwą wizualną spektaklu, był gdzieś obok, tak jakby twórcom zabrakło jednej wspólnej wizji. Z jednej strony piękne i jednocześnie niepokojące obrazy, z drugiej sformułowanie, że nie da się wydepilować gęsiej skórki

Brak organizacji również nie pomógł w odbiorze. Każdy z publiczności, przed wejściem na widownię otrzymał słuchawki, których zastosowanie w spektaklu, było zabiegiem, mającym pomóc w uzyskaniu pewnej intymności, bliskości — jakby ktoś szeptał do nam tuż przed snem do ucha. Lecz zamiast kołysanki, opowiadał o swoich koszmarach. Niestety nikt z obsługi widowni, nie upewnił się przed rozpoczęciem spektaklu, czy wszyscy znajdują się na właściwym kanale. Słuchawki miały trzy kanały nadawania, warstwa audio do spektaklu znajdowała się tylko na jednym z nich. Przy czym spora część widowni, przez cały spektakl znajdowała się na pustym kanale, albo wychodziła w trakcie spektaklu zniesmaczona niedziałającym sprzętem.

Każdy spektakl, to nieustająca praca, dopieszczanie, może więc pójść na Strach za jakiś czas?

 

fot. materiały TR Warszawa

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: