The Cleaner. Performans Mariny Abramović

Poleciałam do Sztokholmu. Zimą! Z polskiego mrozu w skandynawski.

Na najnowszy performans Mariny Abramović, jednej z najszerzej rozpoznawalnych przedstawicielek sztuki współczesnej, znanej przede wszystkim jako artystka nieustępliwie poszerzająca granice i stereotypowo przyjętą definicję sztuki – nawet tej nowoczesnej. Abramović tworzy w obszarze lub raczej obszary artystyczne, oscylujące pomiędzy performansem a sztuką wizualną, skupiając się w równej mierze na cielesności, przemianie i czasowości.

W swoich performansach, czy instalacjach często nakłania uczestnika, czy odbiorcę do rezygnacji z liniowego, autonomicznego postrzegania czasu. Tak samo ważne jest również upodmiotowienie odbiorcy i umożliwienie mu pełnowartościowego z perspektywy decyzyjności, uczestnictwa i doświadczania. Odbiorca, czy uczestnik performansu staje się odpowiedzialny za jego przebieg.

Jej najnowszy performans The Claeaner powstał w kolaboracji z Moderna Museet w Sztokholmie oraz chórem Eric Ericson. Można było w nim uczestniczyć od 27 lutego do 5 marca w przestrzeni kościoła Eric Eriksonhallen w Sztokholmnie.

Performansowi towarzyszyła wystawa, którą do 21 maja można jeszcze oglądać w Moderna Museet. Zawiera ona filmy przedstawiające dotychczasowe performanse Abramović – solowe, jak i te tworzone z Ulayem, jej byłym partnerem artystycznym i osobistym. Na wystawie znajdziemy również instalacje artystyczne, materiały archiwalne, jak i prywatne, sformułowane na kartkach, w notesach, na tyłach paragonów, zapiski dotyczące jej kolejnych przedsięwzięć artystycznych. Podczas trwania wystawy jest szansa, aby każdego dnia obejrzeć też jeden z trzech przygotowanych na tę wystawę reperformansów Abramović: Freeing series, Art Must Be Beautiful, Artist Must Be Beautifu (oba z 1975 roku) oraz Cleaning the Mirror z 1995 roku. Wszystkie wykonywane są przez specjalnie przygotowanych przez partnerkę Abramović w tym przedsięwzięciu – Lynsey Peisinger, artystów.

The Cleaner wydaje się być kolejnym z performansów niewerbalnego dialogu. Abramović stworzyła wiele takich prac w duecie z Ulayem. Następnie kontynuując ten system już solo w The Artist is Present. Performans, który swoją premierę miał w MoMA w 2010 roku i stał się też głównym wątkiem powstałego dwa lata później filmu Marina Abramović – Artystka obecna.

Performans The Cleaner trwał osiem godzin, można było w nim uczestniczyć dowolną ilość czasu. Ta dowolność nie była jednak taka oczywista, biorąc pod uwagę czas spędzony w kolejce przed wejściem, ustawionej tam zapewne od wczesnych godzin porannych. Mój czas oczekiwania wynosił trzy i pół godziny, kiedy to oprócz przeklinania szwedzkiej zimy i sączenia herbaty, zastanawiałam się na ile performans już się rozpoczął, na ile czas spędzony w kolejce jest jego częścią…

Przed wejściem do kościoła należało zostawić w szatni wszelkie rzeczy osobiste (plecak, torebkę, telefon, itp.), kurtkę oraz buty. Do przestrzeni, w której odbywał się performans wchodziliśmy boso. Jak się okazało, zapewne dlatego, żeby nie generować dodatkowych dźwięków i nie brudzić podłogi, na której w trakcie, między innymi leżeliśmy. Wewnątrz panował także zakaz jakichkolwiek rozmów.

Kolejni uczestnicy wchodzili do przestrzeni kościoła w różnych momentach i w dla siebie odpowiednich ją opuszczali. Dlatego początek i koniec, sytuacja zastana i pozostawiona były totalnie różna dla kolejnych uczestników.

Dla mnie wyglądało następująco: wchodzę do wewnątrz pięknego, wysokiego, zbudowanego na planie koła, kościoła. Widzę dużo ludzi. Stojących w kwadratowych układach, leżących na podłodze – ułożonych w plan gwiazdy, siedzących na krzesłach i kolejnych chodzących pomiędzy, wspomnianymi już zbudowanymi z ludzi, wyspami. Słyszę piękny, łagodny, acz przejmujący kobiecy śpiew. Za rękę chwyta mnie mężczyzna – performer, trzymając, prowadzi ze sobą. Idziemy bardzo powoli, jego uścisk jest łagodny choć pewny. Zaprowadza mnie do miejsca, gdzie stykam się plecami z jakąś kobietą. Performer gestem prosi mnie bym zamknęła oczy.

Czułam się dość dziwnie, nie do końca wiedziałam jak powinnam reagować, czy mogę się ruszać, czy nie, czy mam się poddać woli aktorów, czy mogę zmienić wskazaną mi przez nich pozycję. Początek był pełen myślenia, zastanawiania co dzieje się teraz z resztą uczestniczących, czy mogę otworzyć oczy.

Śpiew działał bardzo kojąco, wprowadzał w stan pewnego rodzaju, przyjemnego odrętwienia, powolnego wyłączania intensywności myślenia. Poczułam ciepło na plecach, poczułam, że oddajemy sobie z moją partnerką ciężar swoich ciał, wspieramy się na sobie.

Po jakimś czasie (zupełnie nie ma pojęcia jak długim) za rękę chwycił mnie kolejny mężczyzna i splatając nasze palce, zaprosił żebym poszła z nim. Oddałam się jego uściskowi, poddałam kompatybilnemu z hipnotyzującymi głosami chóru tempu jakie narzucił. Po drodze widziałam mężczyznę, który płakał. Performer zaprowadził mnie w kolejne miejsce, gdzie miałam się położyć. Delikatnie docisnął moje ramiona do podłogi, uciskiem rozluźnił moje przedramiona, gestem nakazał zamknąć oczy, poczułam że czubkiem głowy stykam się z czyjąś.

I wtedy odpłynęłam. Popadłam w stan totalnego odrętwienia, przeżyłam coś na kształt medytacji, czułam że moje członki odpływają. Nie wiem ile czasu spędziłam w tej pozycji, ile trwało moje oddanie się dźwiękowi głosów chóru przy akompaniamencie delikatnego i powolnego szumu stóp, bycia wśród ludzi, ale tylko tu, tylko teraz, tylko ze sobą. Popadłam w rodzaj letargu, głębokiej przyjemności z nieodczuwania czasu i poddaniu się obcej woli.

Ze stanu tego, wyjął mnie kolejny dotyk, który podniósł i zaprowadził do wyspy z ludzi zbudowanej na planie kwadratu. Postawił na jej środku. Stałam tak w odrętwieniu, nie rozumiejąc dlaczego moje plecy zgłaszają ból. Trwałam tak, dotykając mentalnie kolejnych elementów mojej autonomii. Obserwowałam ludzi dookoła, ich wzrok, ich zamknięte oczy, ich bujanie się na boki, ich łzy, prowadzenie i zatrzymywanie.

Niebywała okazała się rola chóru, który śpiewał, jak się okazało, dość różne utwory. Początkowo wsłuchiwałam się w słowa pieśni, myśląc że mają kardynalne dla przebiegu performansu znaczenie. Po czym usłyszałam Somewhere over the rainbow, I wanna dance with somebody, czy figlarne piosenki afrykańskie. Ważniejszy był chyba łagodny, poruszający i przejmujący sposób ich śpiewania niżeli tekst.

Wiedziałam, że przeżywam coś bardzo ważnego… kiedy wyszłam, okazało się że spędziłam wewnątrz ponad trzy godziny.

Rozmawiałam dziś z moim przyjacielem, opowiadając mu o tym przeżyciu i słuchając swoich słów, miałam wrażenie, że w zasadzie nie działo się tam nic oprócz chodzenia, leżenia i zamykania oczu… Zdałam sobie sprawę, jak bardzo nie jestem w stanie zwerbalizować tego, co się tam wydarzyło, jak bardzo wzniośle, patetycznie, przeciętnie i płasko to brzmi… Ale proszę mi wierzyć – było to naprawdę wyjątkowe i niebywałe przeżycie.

Czas przestał zupełnie istnieć, przestał spełniać swoją wymierną rolę i przestał być liniowym zbiorem następujących po sobie, określonych, mierzalnych jednostek. Gdzieś się zgubił i przestał mieć znaczenie. Nie czułam zatem, że go stracę, albo że mogłabym go inaczej, lepiej! wykorzystać, że mi go teraz nie wystarczy. Przestał wywoływać presję i związane z nią auto – wyrzuty, czy frustrację. Jestem tu i teraz. Brzmi to niesamowicie prozaicznie, ale było to totalnie organiczne, niezwykle oczyszczające przeżycie. Doświadczenie czasu w zupełnie załamanej perspektywie i doświadczenie hipnotycznej przyjemności płynącej z bycia w pewien sposób niewerbalnie manipulowanym. Poddanie swojego ciała woli innych, zezwolenie na sterowanie. Wszystko po to, żeby popaść w całkowity, jak już wspomniałam, organiczny i oczyszczający stan zbiorowego letargu.

Żałowałam, że to nie Marina prowadziła mnie za rękę… I intencjonalnie wypowiadam się w czasie przeszłym. Myśląc dużo o The Cleaner, doszłam do wniosku, że brak jej permanentnej obecności podczas performansu mógł być zamierzony, bo czyż Marina nie była by zbyt dużym dystraktorem dla uczestników chcących przecież ją spotkać (jak ja), a mających oddać się non/ponad/anty/nie – czasowej medytacji niżeli wodzeniem wzrokiem za artystką?

Tak czy inaczej, dziękuję Marina, za możliwość doświadczenia… czegoś absolutnie niezwykłego, a wydawałoby się banalnego – po prostu spotkania siebie w dziurze pomiędzy czasem a… czasem.

fot. Materiały Moderna Museet w Sztokholmie

 

2 myśli na temat “The Cleaner. Performans Mariny Abramović”

    1. Miejmy nadzieję, że będzie jeszcze jakaś europejska szansa na bycie częścią tego wydarzenia.. Warszawa pewnie nie, ale może Berlin… Tak sobie marzę 🙂

      Polubienie

Dodaj komentarz